Ze względu na obowiązki rodzinne nie byłem w stanie zdążyć na 9-tą na spotkanie szczecińskiego BS. Jedyna osoba z ekipy z którą mogłem mieć kontakt telefoniczny niestety nie odpowiadała. Postanowiłem samotnie ruszyć w trasę i dogonić kolegów. I tak w pościgu dojechałem do Löcknitz.
Średnią miałem dość dobrą ale niestety na nikogo nie natrafiłem. Zaczęły mnie nachodzić wątpliwości czy to ja gonię kolegów, czy może przed nimi uciekam. Postanowiłem zaczekać w Löcknitz... i tak zeszła tu prawie godzina. Czas płynął szybko bo trafiłem na swego rodzaju niemiecką Masę Krytyczną. Brało w niej udział kilkaset osób w wieku najczęściej emeryckim.
Czas mijał nieubłaganie a szczecińskiego BS ani śladu. Wiedziałem już, że coś jest nie tak. Podejrzewałem, że w ostatniej chwili nastąpiła zmiana planu i pojechali inna trasą. Ruszyłem więc dalej. Za Löcknitz wiatr z zaciętego wroga zmienił się w obojętnego towarzysza a czasami nawet w pomocnego przyjaciela.
W Penkun na dziedzińcu zamku niespodziewanie doszło do spotkania z kolegami. Okazało się, że jechali w przeciwnym kierunku. W pośpiechu przedwyjazdowym źle zrozumiałem kierunek pętli i pojechałem w odwrotna stronę. Ponieważ wszystko odbywało się w sporym pośpiechu nie zdążyłem nawet sięgnąć aparatu aby uwiecznić spotkanie 12tki szczecińskich bikerów. (Fotki były przez niektórych kolegów robione. Jeśli można to proszę o ich przesłanie na adres piom@chello.pl) Chwilę pogadaliśmy, przejechaliśmy wspólnie kilkaset metrów a potem wróciłem na swój wcześniej zaplanowany szlak.
Choć odwiedzałem Mescherin wielokrotnie to nigdy nie byłem na wzgórzach z punktami widokowymi. Zainspirowany fotkami Gadabagiennego postanowiłem je odnaleźć. Schody prowadzące na pkt widokowy, jak na warunki niemieckie, są strasznie zaniedbane. Wejściem z rowerem na górę jest co najmniej kłopotliwe...